Trzyletnia dziewczynka znika bez śladu z domku letniskowego bogatych rodziców. Alarm przez całą noc był włączony, a okna i drzwi zamknięte. Śledczy nie odnajdują żadnych poszlak świadczących o porwaniu i podejrzewają, że dziecko nie żyje. Doświadczona prawniczka, Joanna Chyłka, i jej początkujący podopieczny, Kordian Oryński, podejmują się obrony małżeństwa, któremu prokuratura stawia zarzut zabójstwa. Proces ma charakter poszlakowy, mimo to wszystko zdaje się wskazywać na winę rodziców – wszak gdy wyeliminuje się to, co niemożliwe, cokolwiek pozostanie, musi być prawdą...
Nic dobrego nie może wróżyć nagły telefon od znajomego, niewidzianego od wielu lat. Zwłaszcza, jeżeli dzwoni późną nocą. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem w takiej sytuacji wydaje się szybkie zakończenie rozmowy i wyłączenie telefonu. Joanna Chyłka tak jednak nie czyni. Nie dość, że wysłuchuje drugą stronę do końca, to na dodatek godzi się zostać jej obrońcą. Pewnej nocy ze swego pokoju znika kilkuletnia dziewczynka.
(...)Podejrzenie pada na jej rodziców. Chyłka wraz z aplikantem Kordianem Oryńskim przez kolegów zwanym Zordoniem robią wszystko, by udowodnić niewinność swych klientów. Zadanie nie należy do prostych, gdyż wszelkie dowody tylko potwierdzają winę podejrzanych. Sprawny alarm, żadnych śladów włamania, w dodatku świadek, który zapewne widział w ciemnościach ojca jak w towarzystwie córki idzie gdzieś wzdłuż jeziora. Czy Szlezyngierowie faktycznie zabili swoje dziecko? Wgryzając się coraz głębiej w sprawę, obrońcy natrafiają na coraz więcej znaków zapytania, a to co na pierwszy rzut oka wydawało się proste i oczywiste, takie faktyczne nie jest. Jedynie wina Szlezyngierów niezmiennie zadaje się być poza wszelkimi wątpliwościami. Podoba mi się podejście Chyłki. Nieważna prawda, byle wygrać. Klient może być sprawcą najcięższych zbrodni, a ona i tak stanie na głowie by przedstawić go w jak najlepszym świetle. Teraz rozumiem, dlaczego adwokaci przed kamerami opowiadają przeróżne farmazony byle tylko przestępcę wybielić. I nie ma najmniejszego znaczenia, że to co mówią jest sprzeczne z ich poglądami prywatnymi, bronią i robią to najlepiej jak potrafią, ponieważ taka jest ich praca. Dlatego jeżeli słyszę „mój klient został niesłusznie skazany” albo „sędziowie popełnili błąd” nie zmieniam nerwowo kanału, nie złorzeczę autorowi tych słów, po prostu się uśmiecham, gdyż zdaję sobie sprawę, iż jestem w tym momencie świadkiem pewnej gry, a występujący przede mną „aktor” nie może wypowiedzieć innej kwestii. Remigiusz Mróz, mimo młodego wieku (rocznik 1987) może się pochwalić już całkiem sporym dorobkiem literackim. Do tej pory napisał siedem dobrze przyjętych wśród czytelników książek, a na 13 stycznia przewidziano wydanie kolejnych dwóch*. Co ciekawe w swej twórczości nie pozostaje wierny tylko jednemu gatunkowi literackiemu. Na swym koncie ma powieści kryminalne, historyczno-przygodowe i science fiction. „Zaginięcie” należy do tej pierwszej grupy, stanowi ono również kontynuację cyklu, w którym bohaterami są Joanna Chyłka i Kordian Oryński. Czytając „Zaginięcie” z początku przeszkadzały mi dwie rzeczy, lakoniczność opisów oraz osobowość Chyłki. W pierwszym przypadku niby wiemy, gdzie akcja się rozgrywa, ale równie dobrze mogłoby to być dowolne miejsce na świecie. Podobnie sprawa wygląda z przedstawianiem budynków, przedmiotów czy postaci. Żadnych charakterystycznych cech, same ogólniki. Nad tym autor musi stanowczo popracować. Co do charakteru bohaterki, zapewne Mrozowi zależało, aby Joanna była osobą kąśliwą, pewną siebie, lubiącą ironizować, niestety wyszedł mu najprawdziwszy cham. Cham, o zgrozo, którego wszyscy tolerują. Na szczęście z każdą następną stroną coraz rzadziej zwracałem uwagę na te elementy i z największą przyjemnością śledziłem kolejne kroki bohaterów. Sama Chyłka z czasem jakby też „spuściła lekko z tonu”, a może po prostu ją polubiłem. Kto jeszcze nie miał styczności z książkami Mroza i na razie nie planuje po nie sięgać, powinien przynajmniej zapamiętać jego nazwisko. Jestem przekonany, iż w przyszłości dużo namiesza w polskiej literaturze kryminalnej. Ja tymczasem z niecierpliwością czekam na następne spotkanie z Joanną i Kordianem.
Tajemnica, intryga, akcja, sensacja te słowa kojarzą mi się z drugą częścią o Joannie Chyłce i Zordonie. Książka rewelacyjna. Trzyma w napięciu do samego końca. I tak naprawdę nie wiadomo jaki będzie finał poszukiwań i zarazem współpracy prawnicznki i ucznia. Polecam osobom, które lubią książki z akcją .
Kolejna książka z serii o Chyłce, którą pochłonęłam równie szybko jak została napisana ;) Ginie dziewczynka i wszystko wskazuje, że sprawcą jej zaginięcia są... rodzice. I to właśnie ich będzie bronić dwójka naszych ulubieńców - Joanna i Zordon. Czy w porwanie są zamieszani przemytnicy? Czy dziewczynka żyje? Przed naszymi prawnikami wiele trudnych sytuacji i... decyzji, które mogą obrócić ich życie do góry nogami. Polecam! :)
Chyłka i Zordon to jeden z lepszych duetów w literaturze, przynajmniej tej mi znanej. Joanna Chyłka to prawdziwa prawnicza harpia, niezwykle inteligentna, mistrzyni ostrej riposty i ciętego języka. W "Zaginięciu"pokazała jednak, że skrywa i ludzkie oblicze. W przypadku Oryńskiego sprawdza się powiedzenie " kto z kim przestaje takim się staje". Zordon wydoroślał i dojrzał przy Chyłce, widać że patronka nauczyła go tego co najważniejsze w ich zawodzie: "Będziemy łgać,
(...)przeinaczać fakty, naginać prawdę, stosować manipulacje i zastraszać ludzi", język też mu się wyostrzył. Chyłka niestety obudziła w nim głęboko skrywane pokłady romantyzmu i szarmancji, bo zaczął, ku mojej rozpaczy, smalić cholewki do swojej patronki. Dużo bardziej odpowiada mi stosunek poddańczy i Chyłka poniewierająca Zordonem. Mam nadzieję że bohaterowie nie zostaną w przyszłości sparowani, bez tego w tym związku iskrzy wystarczająco intensywnie. W powieści mamy świetnie skonstruowaną zagadkę, niezwykle wciągającą fabułę, interesujące zwroty akcji, do tego rewelacyjne dialogi i rozbrajający humor Chyłki. Jak zwykle zachwyca niezwykła lekkość pióra autora. A sama historia, czytając "Zaginiecie" trudno nie ulec wrażeniu że autor pisząc powieść inspirował się historią zaginięcia Madeleine Beth McCann, czy bardziej z naszego rodzimego podwórka sprawą półrocznej Magdy z Sosnowca. Cieszę się, że wreszcie mamy w Polsce pisarza które stworzył wciągający, dynamiczny thriller sądowy osadzony w naszych realiach. Mam wrażenie, że ten gatunek jeszcze jest u nas w fazie raczkowania. Jest trudny, przez sam fakt, że często wyroki przed polskim wymiarem sprawiedliwości zapadają nawet po kilku latach. Amerykanie mają Steve'a Martini, John'a Grishama i William'a Bernhardt'a, my mamy Remigiusza Mroza.
Mój stosunek do Remigiusza Mroza i jego prozy można przyrównować do miłości matki do nieokrzesanego, wrednego, niedobrego syna. Ciągle mnie zawodzi, a ja mimo to daję mu kolejne szanse głęboko wierząc w to, że teraz już będzie lepiej. "Parabellum" jakościowo było średnie, tetralogia o Forście koszmarna, a teraz daję szansę słynnej Chyłce. Kasacja podobała mi się tak piąte przez dziesiąte. Niemniej jednak czupurna pani mecenas i jej aplikant jakoś wzbudzili we mnie dozy sympatii,
(...)więc postanowiłam kontynuować moją z nimi przygodę (choć nie wiem, jak to będzie w przyszłości - z tego co widziałam w przyszłym miesiącu wychodzi już s i ó d m y tom tej serii, a końca póki co nie widać). Na samymw stępie wsponę może o tym, że w swojej recenzji kompletnie nie będę poruszać kwestii formalnych związanych z prawem, bo na tym najzwyczajniej w świecie się nie znam. Nie wiem, czy autor opisuje rzeczy takimi jakie są, czy fakty nagina - nie mnie to oceniać, od tego są mądrzejsi ode mnie. Ja skupiam się na ogólnych moich wrażeniach z lektury oraz na fabule całej powieści. Jesteśmy parę dobrych miesięcy po wydarzeniach z "Kasacji". Pewnej nocy do Chyłki dzwoni Angelika, kiedyś szkolna piękność z klasy Joanny, a dziś żona bogatego bieznesmena. Okazuje się, że z domu chronionego alarmem uprowadzona zostaje małoletnia córeczka pary. Nikt nie wie, czy dziewczyna jeszcze żyje, a jeżeli tak, to gdzie w ogóle się znajduje. Wszystko wskazuje na to, że winni jej zaginięcia są rodzice. Chyłka - ponieważ akurat jest po paru głębszych - decyduje się przyjąć tę sprawę prawie, że w ciemno. I tak wyruszamy w kolejną prawniczą podróż z Joanną i Zordonem. Ta część podobała mi się zdecydowanie bardziej aniżeli poprzednia. Owszem, zakończenie było stosunkowo podobne do tego, które sobie założyłam, a i parę wątków przewidziłam, niemniej jednak Mrozowi udało się mnie miejscami zaskoczyć. W tej książce autor choć trochę porzucił tę swoją kiczowatą sensacyjność i skupił się na stopniowym, ale przez to bardziej realistycznym rozwoju akcji. Można było w końcu zaobserwować tę słynną chemię między Joanną i Kordianem, a relacja pomiędzy nimi robi się coraz bardziej intrygująca i zachęca do czytania kolejnych tomów, choćby ze względu na sam fakt poznania dalszych losów tej nietypowej przecież pary (dajcie spokój - on słucha Willa Smitha, ona woli Iron Maiden!). Na plus tej historii zapisać można również to, że kiedy zaczęłam jej czytać dzisiejszeog poranka nie byłam w stanie oderwać się od niej aż do momentu, gdy przebrnęłam przez te 500 stron do końca, a wierzcie mi, wcale nie zdarza mi się tak często spędzać całych dni na czytaniu! Mróz trochę zaplusował po kilku nieudanych pozycjach, które wcześniej czytałam i mam szczerą nadzieję, że ta dobra passa się utrzyma.
Rewelacyjna powieść, przeczytałam jednym tchem. Poluję na resztę z serii :)
książka trzyma w napięciu od początku do końca, a zakończenie jak zwykle u Mroza - okazuje się wielkim zaskoczeniem. Polecam!
bardzo dobrze się czyta te serię z Chyłką. Nie jest to może zbyt ambitna literatura, ale idealna do relaksu, oderwania się. po prostu łatwa i przyjemna. niczym Harlan Coben
Pewnej nocy ze swego pokoju znika kilkuletnia dziewczynka. (...) Podejrzenie pada na jej rodziców. Chyłka wraz z aplikantem Kordianem Oryńskim przez kolegów zwanym Zordoniem robią wszystko, by udowodnić niewinność swych klientów. Zadanie nie należy do prostych, gdyż wszelkie dowody tylko potwierdzają winę podejrzanych. Sprawny alarm, żadnych śladów włamania, w dodatku świadek, który zapewne widział w ciemnościach ojca jak w towarzystwie córki idzie gdzieś wzdłuż jeziora. Czy Szlezyngierowie faktycznie zabili swoje dziecko? Wgryzając się coraz głębiej w sprawę, obrońcy natrafiają na coraz więcej znaków zapytania, a to co na pierwszy rzut oka wydawało się proste i oczywiste, takie faktyczne nie jest. Jedynie wina Szlezyngierów niezmiennie zadaje się być poza wszelkimi wątpliwościami.
Podoba mi się podejście Chyłki. Nieważna prawda, byle wygrać. Klient może być sprawcą najcięższych zbrodni, a ona i tak stanie na głowie by przedstawić go w jak najlepszym świetle. Teraz rozumiem, dlaczego adwokaci przed kamerami opowiadają przeróżne farmazony byle tylko przestępcę wybielić. I nie ma najmniejszego znaczenia, że to co mówią jest sprzeczne z ich poglądami prywatnymi, bronią i robią to najlepiej jak potrafią, ponieważ taka jest ich praca. Dlatego jeżeli słyszę „mój klient został niesłusznie skazany” albo „sędziowie popełnili błąd” nie zmieniam nerwowo kanału, nie złorzeczę autorowi tych słów, po prostu się uśmiecham, gdyż zdaję sobie sprawę, iż jestem w tym momencie świadkiem pewnej gry, a występujący przede mną „aktor” nie może wypowiedzieć innej kwestii.
Remigiusz Mróz, mimo młodego wieku (rocznik 1987) może się pochwalić już całkiem sporym dorobkiem literackim. Do tej pory napisał siedem dobrze przyjętych wśród czytelników książek, a na 13 stycznia przewidziano wydanie kolejnych dwóch*. Co ciekawe w swej twórczości nie pozostaje wierny tylko jednemu gatunkowi literackiemu. Na swym koncie ma powieści kryminalne, historyczno-przygodowe i science fiction. „Zaginięcie” należy do tej pierwszej grupy, stanowi ono również kontynuację cyklu, w którym bohaterami są Joanna Chyłka i Kordian Oryński.
Czytając „Zaginięcie” z początku przeszkadzały mi dwie rzeczy, lakoniczność opisów oraz osobowość Chyłki. W pierwszym przypadku niby wiemy, gdzie akcja się rozgrywa, ale równie dobrze mogłoby to być dowolne miejsce na świecie. Podobnie sprawa wygląda z przedstawianiem budynków, przedmiotów czy postaci. Żadnych charakterystycznych cech, same ogólniki. Nad tym autor musi stanowczo popracować. Co do charakteru bohaterki, zapewne Mrozowi zależało, aby Joanna była osobą kąśliwą, pewną siebie, lubiącą ironizować, niestety wyszedł mu najprawdziwszy cham. Cham, o zgrozo, którego wszyscy tolerują. Na szczęście z każdą następną stroną coraz rzadziej zwracałem uwagę na te elementy i z największą przyjemnością śledziłem kolejne kroki bohaterów. Sama Chyłka z czasem jakby też „spuściła lekko z tonu”, a może po prostu ją polubiłem.
Kto jeszcze nie miał styczności z książkami Mroza i na razie nie planuje po nie sięgać, powinien przynajmniej zapamiętać jego nazwisko. Jestem przekonany, iż w przyszłości dużo namiesza w polskiej literaturze kryminalnej. Ja tymczasem z niecierpliwością czekam na następne spotkanie z Joanną i Kordianem.
Książka rewelacyjna. Trzyma w napięciu do samego końca. I tak naprawdę nie wiadomo jaki będzie finał poszukiwań i zarazem współpracy prawnicznki i ucznia. Polecam osobom, które lubią książki z akcją .
Przed naszymi prawnikami wiele trudnych sytuacji i... decyzji, które mogą obrócić ich życie do góry nogami.
Polecam! :)
W przypadku Oryńskiego sprawdza się powiedzenie " kto z kim przestaje takim się staje". Zordon wydoroślał i dojrzał przy Chyłce, widać że patronka nauczyła go tego co najważniejsze w ich zawodzie: "Będziemy łgać, (...) przeinaczać fakty, naginać prawdę, stosować manipulacje i zastraszać ludzi", język też mu się wyostrzył. Chyłka niestety obudziła w nim głęboko skrywane pokłady romantyzmu i szarmancji, bo zaczął, ku mojej rozpaczy, smalić cholewki do swojej patronki. Dużo bardziej odpowiada mi stosunek poddańczy i Chyłka poniewierająca Zordonem. Mam nadzieję że bohaterowie nie zostaną w przyszłości sparowani, bez tego w tym związku iskrzy wystarczająco intensywnie.
W powieści mamy świetnie skonstruowaną zagadkę, niezwykle wciągającą fabułę, interesujące zwroty akcji, do tego rewelacyjne dialogi i rozbrajający humor Chyłki. Jak zwykle zachwyca niezwykła lekkość pióra autora.
A sama historia, czytając "Zaginiecie" trudno nie ulec wrażeniu że autor pisząc powieść inspirował się historią zaginięcia Madeleine Beth McCann, czy bardziej z naszego rodzimego podwórka sprawą półrocznej Magdy z Sosnowca.
Cieszę się, że wreszcie mamy w Polsce pisarza które stworzył wciągający, dynamiczny thriller sądowy osadzony w naszych realiach. Mam wrażenie, że ten gatunek jeszcze jest u nas w fazie raczkowania. Jest trudny, przez sam fakt, że często wyroki przed polskim wymiarem sprawiedliwości zapadają nawet po kilku latach. Amerykanie mają Steve'a Martini, John'a Grishama i William'a Bernhardt'a, my mamy Remigiusza Mroza.
"Parabellum" jakościowo było średnie, tetralogia o Forście koszmarna, a teraz daję szansę słynnej Chyłce. Kasacja podobała mi się tak piąte przez dziesiąte. Niemniej jednak czupurna pani mecenas i jej aplikant jakoś wzbudzili we mnie dozy sympatii, (...) więc postanowiłam kontynuować moją z nimi przygodę (choć nie wiem, jak to będzie w przyszłości - z tego co widziałam w przyszłym miesiącu wychodzi już s i ó d m y tom tej serii, a końca póki co nie widać).
Na samymw stępie wsponę może o tym, że w swojej recenzji kompletnie nie będę poruszać kwestii formalnych związanych z prawem, bo na tym najzwyczajniej w świecie się nie znam. Nie wiem, czy autor opisuje rzeczy takimi jakie są, czy fakty nagina - nie mnie to oceniać, od tego są mądrzejsi ode mnie. Ja skupiam się na ogólnych moich wrażeniach z lektury oraz na fabule całej powieści.
Jesteśmy parę dobrych miesięcy po wydarzeniach z "Kasacji". Pewnej nocy do Chyłki dzwoni Angelika, kiedyś szkolna piękność z klasy Joanny, a dziś żona bogatego bieznesmena. Okazuje się, że z domu chronionego alarmem uprowadzona zostaje małoletnia córeczka pary. Nikt nie wie, czy dziewczyna jeszcze żyje, a jeżeli tak, to gdzie w ogóle się znajduje. Wszystko wskazuje na to, że winni jej zaginięcia są rodzice. Chyłka - ponieważ akurat jest po paru głębszych - decyduje się przyjąć tę sprawę prawie, że w ciemno. I tak wyruszamy w kolejną prawniczą podróż z Joanną i Zordonem.
Ta część podobała mi się zdecydowanie bardziej aniżeli poprzednia. Owszem, zakończenie było stosunkowo podobne do tego, które sobie założyłam, a i parę wątków przewidziłam, niemniej jednak Mrozowi udało się mnie miejscami zaskoczyć. W tej książce autor choć trochę porzucił tę swoją kiczowatą sensacyjność i skupił się na stopniowym, ale przez to bardziej realistycznym rozwoju akcji.
Można było w końcu zaobserwować tę słynną chemię między Joanną i Kordianem, a relacja pomiędzy nimi robi się coraz bardziej intrygująca i zachęca do czytania kolejnych tomów, choćby ze względu na sam fakt poznania dalszych losów tej nietypowej przecież pary (dajcie spokój - on słucha Willa Smitha, ona woli Iron Maiden!).
Na plus tej historii zapisać można również to, że kiedy zaczęłam jej czytać dzisiejszeog poranka nie byłam w stanie oderwać się od niej aż do momentu, gdy przebrnęłam przez te 500 stron do końca, a wierzcie mi, wcale nie zdarza mi się tak często spędzać całych dni na czytaniu!
Mróz trochę zaplusował po kilku nieudanych pozycjach, które wcześniej czytałam i mam szczerą nadzieję, że ta dobra passa się utrzyma.