Ogrodnik troszczył się o swoje eksponaty. Motyle żyją przecież tak krótko, a on chciał patrzeć na nie już zawsze. Zawsze… Agenci Victor Hanoverian i Brandon Eddison dostają wezwanie na miejsce zbrodni. Odkrywają posiadłość otoczoną ogrodem, w którym więziono młode kobiety i okrutnie się nad nimi znęcano. Ich ciała pokryto tatuażami, tak by przypominały motyle. Jedna z nich, Maya, trafia do pokoju przesłuchań FBI. Jej zeznania mają pomóc w rozwikłaniu jednej z najbardziej niesamowitych spraw w historii agencji. Maya mówi o życiu w ogrodzie. Opowiada przerażającą historię Ogrodnika, brutalnego nadzorcy ogarniętego chorą obsesją. Im więcej dziewczyna ujawnia, tym bardziej agenci nie mogą oprzeć się wrażeniu, że znacznie więcej przed nimi skrywa. Być może ogrodnik nie był największym złem, które czaiło się w tajemniczym ogrodzie, a uwięzienie nie stanowiło najwyższej kary dla przetrzymywanych w nim dziewczyn... (okładka)
Dot Hutchison – urodziła się na wyspie pomiędzy dwoma huraganami - od samego początku sprawiała kłopoty. Przeważnie pisuje książki młodzieżowe. Ma doświadczenie teatralne, brała udział w Renesansowym Festiwalu Żywych Szachów. Uwielbia serfować po podstronach Wikipedii i zagłębiać się w interesujące artykuły, nawet jeśli nie mają nic wspólnego z jej researchem.* Gdy przeczytałem opis tej książki, wiedziałem, że będę musiał po nią sięgnąć.
(...)Chciałem poznać historię Ogrodnika i zobaczyć, czy ten utwór jest rzeczywiście mocny. Nie zawiodłem się, ale nie do końca jestem usatysfakcjonowany. Ogrodnik ma ogród z Motylami. I to nie byle jakimi, bo są nimi młode kobiety. Victor Hanoverian i Brandon Eddison przesłuchują jedną z nich. Opowiada ona przerażającą historię. Jestem pod ogromnym wrażeniem! Autorka stworzyła ciekawą i oryginalną historię, którą przedstawiła w niebanalny sposób. Od samego początku jest mroczno, przerażająco i brutalnie. Ze strony na stronę robi się coraz ciekawiej, aż... dochodzimy do 280 strony i emocje zaczynają opadać, historia traci swój urok. Od tamtego momentu do czterdziestu ostatnich stron jest nudnawo. Natomiast zakończenie jest ciekawe. Pani Dot udało się opowiedzieć brutalną historię w sposób piękny. Autorka pokazała się z bardzo dobrej strony. Posługuje się ona dość lekkim i prostym językiem. Wulgaryzmy, których zresztą sporo nie jest, spełniły swoją funkcję. „Kolekcjoner motyli” sprawił, że stałem się przygnębiony i smutny. Bohaterów jest mnóstwo, ale prym wiodą Maya i Ogrodnik. Ona jest młodą kobietą, która w życiu lekko nie miała. Doświadczyła wielu przykrości, co odbija się na jej charakterze. To osoba cyniczna, potrafiąca wesprzeć i okazać współczucie. On – mężczyzna, który za wszelką cenę dąży do realizacji swoich marzeń. Z jednej strony jest postacią negatywną, ale nie można powiedzieć, iż jest całkiem złym. To bohater „czarno-biały” – zarówno pozytywny, jak i negatywny. Utwór pokazuje, że ludzie potrafią w pewien sposób dostosować się do swojej sytuacji, aby przeżyć. Instynkt przetrwania włącza się nam w momentach strasznych, które, mówiąc kolokwialnie, trudno ogarnąć. Ta książka wywołała we mnie sporo emocji – m.in. smutek i strach. Chciało mi się nawet płakać nad losem dziewczyn. „Kolekcjoner motyli” dzieli się na dwie części – współczesność i przeszłość. Najpierw dowiadujemy się o tym, co dzieje się na przesłuchaniu, potem zanurzamy się we wspomnieniach głównej bohaterki. To wszystko się ze sobą przeplata, dzięki czemu nie jest nudno. Minusem jest to, że pewne zdarzenia da się przewidzieć, przez co nie ma zaskoczenia. Kolejny mankament to kreacja pewnego pana o imieniu Desmond. Moim zdaniem jego zachowanie jest bardzo irytujące i mało realistyczne. Przyczepić się jeszcze muszę do tych brutalnych scen. Zabrakło mi większej brutalności i ilości krwi. Najbardziej spodobał mi się pomysł autorki i jego zachwycające wykonanie. Niby wiemy kto jest tym „złym” i jak się ta historia mniej więcej skończy, ale nadal się z ciekawością czyta ten utwór, aby dowiedzieć się, jak bohaterzy radzili sobie w tym Ogrodzie. Od zawsze wydawało mi się, że aby thriller mi się spodobał, musi mieć trzymającą w napięciu akcję, która pędzi na łeb na szyję. „Kolekcjoner motyli” pokazał, że historia może biec spokojnym rytmem i być thrillerem, od którego trudno się oderwać. Polecam sięgnąć po ten utwór przede wszystkim osobom, które zamierzają rozpocząć swoją przygodę z tym gatunkiem. Za przekazanie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu FILIA. Źródło – Lubimy Czytać.
Czasami, nim jeszcze zaczniemy czytać daną książkę, mamy wobec niej duże oczekiwania. Mamy nadzieję, że jak tylko weźmiemy ją do rąk, nie będziemy w stanie już jej odłożyć, aż nie pochłoniemy ostatniej strony. Najczęściej spowodowane jest to pochlebnymi opiniami innych czytelników. Zdarza się też, że okładka zachwyci nas aż do tego stopnia. Najczęściej jednak spowodowane jest to intrygującym opisem. Ale co gdy wnętrze książki okazuje się być mimo wszystko rozczarowujące?
(...) Agent FBI – Victor, właśnie przesłuchuje jedną z uwolnionych dziewcząt z Ogrodu – Mayę – w którym były wszystkie przetrzymywane i torturowane. Przesłuchiwanie dziewczyn idzie dość mozolnie. Maya z początku nie jest wcale skora do współpracy, jest nadzwyczaj opanowana, a inne poszkodowane traktują ją jak przywódczynię. Kim tak naprawdę jest Maya i jaką rolę odegrała w tej sprawie? Czy agenci FBI dojdą co naprawdę działo się w Ogrodzie? Co mogło kierować człowiekiem, by dopuścił się taki rzeczy? Jak udało się uciec przetrzymywanym? Specjalnie napisałam o samej fabule tak mało, by nie zabierać innym czytelnikom przyjemności z odkrywania nowych faktów w tej historii. Każdy zdradzony szczegół to o jeden intrygujący fragment mniej, a niestety w książce nie ma ich wiele. Zacznijmy jednak od rzeczy, które podobały mi się w tej pozycji, do wad jeszcze wrócę. Muszę przyznać, że pomysł na fabułę był bardzo oryginalny oraz ciekawy to głównie on skłonił mnie do sięgnięcia po tę książkę i pod tym względem nie zawiodłam się. Główne miejsce akcji czyli Ogród zrobiło na mnie duże wrażenie. Puszczając wodzę fantazji i opierając się na opisach umieszczonych przez autorkę wiemy, że miejsce to było piękne, magiczne, a zarazem niebezpieczne i straszne. Nigdy wcześniej nie spotkałam się w żadnej książce z czymś podobnym, co już świadczy o oryginalności. Historię poznajemy z perspektywy głównej bohaterki, jednej z pokrzywdzonych. Uczestniczymy zarazem w jej przesłuchaniu – tutaj treść przeplata się z narratorem w postaci Victora, ale także przenosimy się do samego Ogrodu, oraz poznajemy przeszłość dziewczyny, jeszcze przed porwaniem. Wydawać mogłoby się, że dzięki temu Maya staje się bliska czytelnikowi, lecz nic bardziej mylnego. Postać pokrzywdzonej osoby powinna wzbudzać w nas współczucie i empatię, niestety bohaterka jest zbudowana tak, że do końca nie wiemy co o niej myśleć. Czy jej współczuć czy nie – rozumiem, że najprawdopodobniej był to celowy i zaplanowany zabieg, jedna w moim odczuciu przez to odbiór całej historii wiele stracił. Jeśli chodzi o inne postacie to również nie wzbudziły one we mnie większych emocji i sympatii, są one mało charakterystyczne. Tylko postać Ogrodnika zasługuje na chwilę uwagi, to on najdłużej zapadnie mi w pamięci – samym pomysłem na miejsce, które stworzył oraz faktem zrodzenia się w jego głowie hobby kolekcjonerskiego w takiej postaci. Nie do końca również przemawia do mnie całkowity brak jakichkolwiek sprzeciwów, prób ucieczki czy ataku przetrzymywanych dziewcząt. Rozumiem czynnik zastraszenia oraz to, że każdy inaczej reaguje w sytuacjach zagrożenia życia, i mimo że czytamy jak dziewczęta boją się i płaczą to nikt mi nie wmówi, że przez tyle lat, tak wiele dziewcząt pozostaje biernych, podporządkowanych. Jest to jeden z najbardziej naciąganych motywów w tej książce, który mnie osobiście bardzo raził. O bierności głównej bohaterki nie wspomnę. Choć nie ukrywam, z drugiej strony ciekawe i nieschematyczne (nowe) było spojrzenie oczami ofiar na swojego oprawcę w ten sposób. Szczerze mówiąc mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej książki. Ciekawy pomysł na fabułę, przyćmiony nijakimi postaciami. Dobrze zapowiadający się początek przechodzący w nużącą i dłużącą się lekturę, by na sam koniec wreszcie dać nam coś ekscytującego z odrobiną akcji. Chyba spodziewałam się po „Kolekcjonerze motyli” czegoś bardziej spektakularnego, jednak mimo wad lekturę mogę uznać za dobrą i nie zamierzam jej Wam ostatecznie odradzać.
Od początku do końca tej książki nie można się nudzić, a słowo ogród, nabiera nowego znaczenia...
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.1 (2024-11-08)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Ogrodnik ma ogród z Motylami. I to nie byle jakimi, bo są nimi młode kobiety. Victor Hanoverian i Brandon Eddison przesłuchują jedną z nich. Opowiada ona przerażającą historię.
Jestem pod ogromnym wrażeniem! Autorka stworzyła ciekawą i oryginalną historię, którą przedstawiła w niebanalny sposób. Od samego początku jest mroczno, przerażająco i brutalnie. Ze strony na stronę robi się coraz ciekawiej, aż... dochodzimy do 280 strony i emocje zaczynają opadać, historia traci swój urok. Od tamtego momentu do czterdziestu ostatnich stron jest nudnawo. Natomiast zakończenie jest ciekawe. Pani Dot udało się opowiedzieć brutalną historię w sposób piękny. Autorka pokazała się z bardzo dobrej strony. Posługuje się ona dość lekkim i prostym językiem. Wulgaryzmy, których zresztą sporo nie jest, spełniły swoją funkcję. „Kolekcjoner motyli” sprawił, że stałem się przygnębiony i smutny.
Bohaterów jest mnóstwo, ale prym wiodą Maya i Ogrodnik. Ona jest młodą kobietą, która w życiu lekko nie miała. Doświadczyła wielu przykrości, co odbija się na jej charakterze. To osoba cyniczna, potrafiąca wesprzeć i okazać współczucie. On – mężczyzna, który za wszelką cenę dąży do realizacji swoich marzeń. Z jednej strony jest postacią negatywną, ale nie można powiedzieć, iż jest całkiem złym. To bohater „czarno-biały” – zarówno pozytywny, jak i negatywny.
Utwór pokazuje, że ludzie potrafią w pewien sposób dostosować się do swojej sytuacji, aby przeżyć. Instynkt przetrwania włącza się nam w momentach strasznych, które, mówiąc kolokwialnie, trudno ogarnąć.
Ta książka wywołała we mnie sporo emocji – m.in. smutek i strach. Chciało mi się nawet płakać nad losem dziewczyn.
„Kolekcjoner motyli” dzieli się na dwie części – współczesność i przeszłość. Najpierw dowiadujemy się o tym, co dzieje się na przesłuchaniu, potem zanurzamy się we wspomnieniach głównej bohaterki. To wszystko się ze sobą przeplata, dzięki czemu nie jest nudno.
Minusem jest to, że pewne zdarzenia da się przewidzieć, przez co nie ma zaskoczenia. Kolejny mankament to kreacja pewnego pana o imieniu Desmond. Moim zdaniem jego zachowanie jest bardzo irytujące i mało realistyczne. Przyczepić się jeszcze muszę do tych brutalnych scen. Zabrakło mi większej brutalności i ilości krwi.
Najbardziej spodobał mi się pomysł autorki i jego zachwycające wykonanie. Niby wiemy kto jest tym „złym” i jak się ta historia mniej więcej skończy, ale nadal się z ciekawością czyta ten utwór, aby dowiedzieć się, jak bohaterzy radzili sobie w tym Ogrodzie.
Od zawsze wydawało mi się, że aby thriller mi się spodobał, musi mieć trzymającą w napięciu akcję, która pędzi na łeb na szyję. „Kolekcjoner motyli” pokazał, że historia może biec spokojnym rytmem i być thrillerem, od którego trudno się oderwać.
Polecam sięgnąć po ten utwór przede wszystkim osobom, które zamierzają rozpocząć swoją przygodę z tym gatunkiem.
Za przekazanie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu FILIA.
Źródło – Lubimy Czytać.
Najczęściej spowodowane jest to pochlebnymi opiniami innych czytelników. Zdarza się też, że okładka zachwyci nas aż do tego stopnia. Najczęściej jednak spowodowane jest to intrygującym opisem. Ale co gdy wnętrze książki okazuje się być mimo wszystko rozczarowujące? (...)
Agent FBI – Victor, właśnie przesłuchuje jedną z uwolnionych dziewcząt z Ogrodu – Mayę – w którym były wszystkie przetrzymywane i torturowane.
Przesłuchiwanie dziewczyn idzie dość mozolnie. Maya z początku nie jest wcale skora do współpracy, jest nadzwyczaj opanowana, a inne poszkodowane traktują ją jak przywódczynię.
Kim tak naprawdę jest Maya i jaką rolę odegrała w tej sprawie? Czy agenci FBI dojdą co naprawdę działo się w Ogrodzie? Co mogło kierować człowiekiem, by dopuścił się taki rzeczy? Jak udało się uciec przetrzymywanym?
Specjalnie napisałam o samej fabule tak mało, by nie zabierać innym czytelnikom przyjemności z odkrywania nowych faktów w tej historii. Każdy zdradzony szczegół to o jeden intrygujący fragment mniej, a niestety w książce nie ma ich wiele.
Zacznijmy jednak od rzeczy, które podobały mi się w tej pozycji, do wad jeszcze wrócę.
Muszę przyznać, że pomysł na fabułę był bardzo oryginalny oraz ciekawy to głównie on skłonił mnie do sięgnięcia po tę książkę i pod tym względem nie zawiodłam się.
Główne miejsce akcji czyli Ogród zrobiło na mnie duże wrażenie. Puszczając wodzę fantazji i opierając się na opisach umieszczonych przez autorkę wiemy, że miejsce to było piękne, magiczne, a zarazem niebezpieczne i straszne.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się w żadnej książce z czymś podobnym, co już świadczy o oryginalności.
Historię poznajemy z perspektywy głównej bohaterki, jednej z pokrzywdzonych. Uczestniczymy zarazem w jej przesłuchaniu – tutaj treść przeplata się z narratorem w postaci Victora, ale także przenosimy się do samego Ogrodu, oraz poznajemy przeszłość dziewczyny, jeszcze przed porwaniem.
Wydawać mogłoby się, że dzięki temu Maya staje się bliska czytelnikowi, lecz nic bardziej mylnego. Postać pokrzywdzonej osoby powinna wzbudzać w nas współczucie i empatię, niestety bohaterka jest zbudowana tak, że do końca nie wiemy co o niej myśleć. Czy jej współczuć czy nie – rozumiem, że najprawdopodobniej był to celowy i zaplanowany zabieg, jedna w moim odczuciu przez to odbiór całej historii wiele stracił.
Jeśli chodzi o inne postacie to również nie wzbudziły one we mnie większych emocji i sympatii, są one mało charakterystyczne.
Tylko postać Ogrodnika zasługuje na chwilę uwagi, to on najdłużej zapadnie mi w pamięci – samym pomysłem na miejsce, które stworzył oraz faktem zrodzenia się w jego głowie hobby kolekcjonerskiego w takiej postaci.
Nie do końca również przemawia do mnie całkowity brak jakichkolwiek sprzeciwów, prób ucieczki czy ataku przetrzymywanych dziewcząt. Rozumiem czynnik zastraszenia oraz to, że każdy inaczej reaguje w sytuacjach zagrożenia życia, i mimo że czytamy jak dziewczęta boją się i płaczą to nikt mi nie wmówi, że przez tyle lat, tak wiele dziewcząt pozostaje biernych, podporządkowanych. Jest to jeden z najbardziej naciąganych motywów w tej książce, który mnie osobiście bardzo raził. O bierności głównej bohaterki nie wspomnę. Choć nie ukrywam, z drugiej strony ciekawe i nieschematyczne (nowe) było spojrzenie oczami ofiar na swojego oprawcę w ten sposób.
Szczerze mówiąc mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej książki. Ciekawy pomysł na fabułę, przyćmiony nijakimi postaciami. Dobrze zapowiadający się początek przechodzący w nużącą i dłużącą się lekturę, by na sam koniec wreszcie dać nam coś ekscytującego z odrobiną akcji.
Chyba spodziewałam się po „Kolekcjonerze motyli” czegoś bardziej spektakularnego, jednak mimo wad lekturę mogę uznać za dobrą i nie zamierzam jej Wam ostatecznie odradzać.